Myślisz, że podróżowanie w ciepłe rejony Europy w szczycie sezonu nie jest najlepszym pomysłem? Że pewnie jest tam ogrom turystów spragnionych słońca? A ceny przeogromne, w końcu to „żniwa” dla lokalnych przedsiębiorców, nastawionych stricte na turystykę? Byłam podobnego zdania, aż w sierpniu 2019 roku poleciałam do Palma de Mallorca, która skutecznie obaliła wszystkie te mity***.
***Wpis pochodzi z 2019 roku. Proszę więc wziąć poprawkę na to, że wtedy „czasy były inne”.
Palma de Mallorca to największe miasto Balearów i wyspy Majorki, na której leży. W 2018 roku znalazła się na 15. miejscu w rankingu najchętniej odwiedzanych miast na świecie. Zobaczyło ją ponad 9 milionów turystów! Jak to możliwe, że mimo tego ogromu ludzi uznałam Palmę za miejsce warte odwiedzenia w sezonie letnim?
PALMA DE MALLORCA – DLACZEGO WARTO WYBRAĆ SIĘ NA LETNI URLOP DO STOLICY MAJORKI?
PO PIERWSZE: TANIE BILETY LOTNICZE DO PALMA DE MALLORCA
Tak, dobrze widzicie. Mimo wakacyjnego szczytu poleciałam do Palma de Mallorca za 92 złote w dwie strony**. I – co ważne – nie był to jedyny termin, do którego trzeba było się specjalnie dostosowywać. Przez dłuższy czas bilety w takiej cenie utrzymywały się na niemal cały sierpień, a godziny lotów można było dopasować pod siebie (było ich po kilka dziennie). Haczyk w tej utopii jest jeden – Ryanair, którym leciałam, odlatywał z berlińskiego lotniska Tegel. Wiem, że z niektórych miast w Polsce dojazd do Berlina jest kompletnie nieopłacalny, ja jednak z Poznania do stolicy Niemiec dojadę szybciej niż np. do Warszawy. Dla mnie była to więc świetna okazja. Ostatecznie lot wraz z dojazdem do Tegel wyniósł mnie ok. 150 zł w dwie strony + 5,80 Euro za dojazd na lotnisko i z powrotem.
**WAŻNE! Przypominam, że to cena z 2019 roku. Ale w sierpniu 2021 roku również można było polecieć z Berlina na Majorkę w podobnej cenie. Tyle, że już z innego lotniska, bowiem w międzyczasie zamknęli lotnisko Tegel. Aktualnie funkcjonuje tylko lotnisko Berlin Brandenburg. Warto jednak mieć to na uwadze.
PO DRUGIE: WSZĘDZIE BLISKO
Lotnisko w Palma de Mallorca to jedno z największych lotnisk, na jakich byłam. Rocznie obsługuje około 11 milionów pasażerów! Mimo to zlokalizowane jest stosunkowo blisko centrum miasta (ok. 8 km), do którego w kilkanaście minut dojedziecie miejskim autobusem, linią nr 1. Koszt biletu to 5 Euro w jedną stronę – i jest to najtańsza opcja dojazdu. Jeśli nie zgubicie się w budynku lotniska (o co naprawdę nietrudno), to dalej transport publiczny nie będzie Wam już potrzebny. Palma de Mallorca jest bowiem idealnym miejscem do poruszania się po niej na piechotę. Wszystko jest zlokalizowane bardzo blisko siebie, a uliczki są na tyle wąskie, że lepiej nie próbować wjeżdżać w nie autem. Poza tym w samochodzie trudno byłoby dostrzec ich piękno.
PO TRZECIE: GWARANCJA SŁONECZNEJ POGODY
Coś, czego nasze nadbałtyckie kurorty nie mogą nam zagwarantować – nawet w sezonie. Wszyscy doskonale wiemy, jak to bywa latem z pogodą nad Bałtykiem. Jeśli ktoś trafi na bezchmurny i bezdeszczowy tydzień, jest prawdziwym szczęściarzem. Na Majorce natomiast nie trzeba zaprzątać sobie głowy pogodą. W wakacyjne miesiące temperatury w dzień sięgają powyżej 30. stopni (w nocy natomiast ok. 18-20), a opady są znikome. Do tego wieje przyjemny wiatr, dzięki któremu o wiele łatwej znosi się upały.
PO CZWARTE: (STOSUNKOWO) MAŁO TURYSTÓW
Wiem, że dziwnie to brzmi po informacji o dziewięciu milionach turystów z początku wpisu, jednakże za wyjątkiem najbardziej obleganych miejsc (takich jak Katedra La Seu), czy głównych ulic miasta, turystów w Palmie niemalże nie widać. Wystarczy tylko zboczyć z utartej ścieżki w którąś z bocznych uliczek i jesteśmy praktycznie sami. Podczas mojego tygodniowego pobytu może ze dwa razy usłyszałam język polski (odrobinę więcej niemieckiego, ale też niespecjalnie dużo), poza tym byli sami Hiszpanie. Zaskoczyło mnie to, zważywszy ile Rodaków i Niemców leciało ze mną samolotem i ile osób przed wyjazdem ostrzegało mnie przed „niemiecką falą” na Majorce. A ja tymczasem więcej obcokrajowców spotkałam podczas mojego czerwcowego wyjazdu do Holandii niż tutaj.
PO PIĄTE: DUŻO MIEJSCA NA PLAŻY
Przed wylotem na Majorkę spędziłam weekend w Trójmieście i to, co zobaczyłam na plaży w Sopocie przedpołudniem, wręcz zwaliło mnie z nóg. Parawan przy parawanie, nie było gdzie szpilki wbić, tyle ludzi wylegiwało się nad morzem. W Palmie natomiast z łatwością, o każdej porze dnia, znajdziesz dla siebie wolne miejsce i to niekoniecznie ocierając się o koc sąsiadów. A to wszystko pomimo węższych i mniejszych plaż niż w Polsce.
PO SZÓSTE: PIĘKNE PLAŻE, CZYSTA I CIEPŁA WODA
A skoro już jesteśmy przy plażach, to dawno nie wylegiwałam się na tak drobnym piasku, który wręcz przesypuje się przez palce. Plaże są czyste i… gorące, pierwsze kroki niemal palą w stopy, ale później jest już tylko lepiej. Do tego ciepła, czysta woda – czego chcieć więcej?
PO SIÓDME: POZA PLAŻOWANIEM W PALMA DE MALLORCA TEŻ JEST CO ROBIĆ
I choć głównym celem mojego wyjazdu do Palma de Mallorca był odpoczynek, to nie spędziłam go tylko na samym plażowaniu. Miasto oferuje również wiele innych atrakcji – ciekawych zabytków architektonicznych do zobaczenia (jak Katedra La Seu, Pałac La Almudaina, czy Zamek Bellver), pięknych, wąskich uliczek do przebycia, czy ogrom dobrego jedzenia do spróbowania. No i palm, jak sama nazwa miasta wskazuje! Jest tu ich mnóstwo i w odróżnieniu od warszawskiej te są prawdziwe. Ja widziałam palmy po raz pierwszy w życiu i cieszyłam się na ich widok jak dziecko.
PO ÓSME: PIĘKNE KRAJOBRAZY
W podróży jestem człowiekiem-widoczkiem. Zawsze szukam jakiejś panoramy, którą mogę się zachwycić. Zawsze wspinam się po schodach, by z wysokości móc spojrzeć na miasto – bowiem uwielbiam takie widoki. A Palma de Mallorca pięknymi krajobrazami stoi – chociażby spod Zamku Bellver. Nie sposób się nie zachwycić inną od znanej nam w Polsce flory czy architektury. Tylko spójrzcie na te zdjęcia!
PO DZIEWIĄTE: PYSZNE JEDZENIE
Najlepsze, że nie mam z tego wyjazdu żadnej fotki jedzenia (chyba bardziej skupiłam się na samym smakowaniu aniżeli robieniu zdjęć pod bloga/insta), ale z całego serduszka polecam Wam paelle czy tapasy. Po raz pierwszy jadłam też owoce morze – zawsze bowiem powtarzałam, że pierwszy raz muszę zjeść je w miejscu, gdzie są one stałym punktem menu, żeby się nie naciąć na potencjalnie źle przygotowane jedzenie w Polsce. I naprawdę nie sądziłam, że małże czy krewetki mogą być tak dobre…
Jest to oczywiście przegląd bardzo subiektywny i dla niektórych zapewne te punkty nie będą wystarczające, by tam polecieć. Trudno, ich strata! Ja wróciłam z Palmy zachwycona, jednocześnie z wielkim bólem serca, że mój urlop trwał tak krótko i był tak nieprzygotowany. Nastawiona stricte na odpoczynek nie przygotowałam się kompletnie do tego wyjazdu i wszystko na miejscu robione było na spontanie. Pewnie dlatego dni przeleciały mi przez palce… Naprawdę 5 dni to zdecydowanie za mało! Chętnie zostałabym tam na dłużej.
I właśnie dlatego pojawił się plan powrotu na Majorkę – tym razem z większą ekipą, by wynajętym autem móc odkryć całą wyspę, a nie tylko jej stolicę. Oby tylko udało się go zrealizować jak najszybciej…