ŚWIĄTECZNE FILMY NA NETFLIXIE – PRZEGLĄD | CZĘŚĆ PIERWSZA

Był taki czas w moim życiu, w którym postanowiłam nadrobić świąteczne filmy dostępne na Netflixie. Nie miałam pojęcia, na jaką minę się wtedy wpakowałam! I mimo że wszystkich tego typu filmów nie obejrzałam (nawet chyba tak się nie da), to i tak zrobiłam świąteczne podsumowanie tego, co wtedy udało mi się obejrzeć. W końcu jakoś musiałam sobie ulżyć, bowiem obejrzenie tak dużej liczby tego typu filmów w tak krótkim czasie zrobiła mi sieczkę z mózgu. Świąteczną sieczkę!

A oto jej efekt!

Oczywiście – nikt mi nie kazał tego oglądać, sama to sobie zrobiłam i to mimo świadomości, że świąteczne kino nie jest najwyższych lotów, a większość historii opiera się na tym samym schemacie, jest do bólu przewidywalna i słodka aż do porzygu. No, ale cóż poradzić? Pojawił mi się w głowie ów niedorzeczny pomysł i bez głębszego zastanowienia zaczęłam odpalać film za filmem, licząc, że każdy kolejny przybliża mnie do końca i że będzie tym ostatnim. Zawsze jednak okazywało się, że w bogatej bibliotece Netflixa jest jeszcze jeden film z motywem świątecznym. I kolejny, i następny… Przez ponad miesiąc w 2019 roku obejrzałam ich tak wiele, że stałam się osobą przesłodzoną do granic możliwości. Tak bardzo, że aż… zgryźliwą, co chyba widać w tym wpisie.

Możliwe, że w tym roku również pokuszę się o taką rozrywkę dla mojej zgorzkniałej duszy, dlatego spodziewajcie się drugiej części takiego przeglądu. Bo to, co teraz wrzucam, jest z 2019 roku (opublikowałam to wtedy na moim poprzednim blogu), a niektóre świąteczne filmy mogą już być niedostępne na tej platformie. Mimo to zapraszam na skok w przeszłość. Wyruszmy razem w tę pełną świątecznej magii filmową podróż w nieznane!

„A Wish For Christmas” – ŚWIĄTECZNE FILMY NETFLIX

Wpisuję angielską nazwę, bo jakoś nikomu nie chciało się przetłumaczyć ów tytułu na „Bożonarodzeniowe życzenie”, czy coś w tym stylu. Zarys fabuły jest następujący: Główna bohaterka, Sara, to kreatywna, ale nieśmiała kobieta. Nie potrafi się postawić innym, co ci skrzętnie wykorzystują. Moment przełomowy następuje, gdy jej bezpośredni przełożony kradnie jej pomysł na bożonarodzeniową akcję marketingową i przedstawia jako swój. Wtedy Sara spotyka Świętego Mikołaja, który spełnia jedno jej życzenie – by była bardziej odważna w wyrażaniu tego co myśli. Prezent ma jednak swoją datę ważności – jedynie 48 godzin, podczas których oczywiście wszystko się zmienia.

świąteczne filmy netflix

Świąteczna magia: Jest jej całkiem sporo. Ozdoby, świąteczne imprezy firmowe, wspólne dekorowanie ciasteczek, oczywiście cud w postaci rodzinnego pojednania, no i Święty Mikołaj we własnej osobie!

Główni bohaterowie: Przystojny szef wszystkich szefów i nieśmiała pracownica. Wiadomo, że romans wisi w powietrzu!

Punkt kulminacyjny: Jak się okazuje – nie zawsze warto mówić to, co się myśli. Zwłaszcza jeśli w grę wchodzi podpisanie kontraktu z ważnym klientem, który może uratować byt firmy. Oczywiście, ten błąd ciągnie za sobą inne konsekwencje (zwłaszcza w relacji głównych bohaterów), wiadomo jednak, że w pełnych magii filmach świątecznych wszystko kończy się dobrze.

Poziom niedorzeczności: Średni. Oprócz Świętego Mikołaja i życzenia, które nagle diametralnie zmienia postępowanie Sary, to jeszcze matka głównego bohatera mogłaby być z powodzeniem jego siostrą. Coś tu nie poszło w castingu. Ach! No i czy w normalnym życiu szef aż tak bardzo słuchałby się swojej pracownicy (której wcześniej prawie nie zauważał!), by pojechać z nią do rodzinnego domu, mimo że nie miał na to ochoty? I by wprowadzić w życie wszystkie jej uwagi dotyczące JEGO firmy? Powątpiewam.

Wątek romantyczny: Trochę chemii było, choć jakoś nie nadzwyczaj dużo. Włączając tego typu film, z góry wiadomo w jaki sposób się skończy, ale nawet jeśli ktoś by tego nie wiedział, to z toku akcji mógł się na to przygotować.

Jak często miałam ochotę przesunąć dalej: Kilkukrotnie. Ale przynajmniej w międzyczasie poskładałam pranie i wywiesiłam nowe. Także nie był to aż tak bardzo zmarnowany czas.

MOJA OCENA: 4/10. Nie najgorzej. Są lepsze, ale są też i gorsze filmy w tej kategorii.

„Świąteczny kalendarz” – ŚWIĄTECZNE FILMY NETFLIX

Grudzień. Do miasta ze swoich dalekich podróży wraca najlepszy przyjaciel głównej bohaterki – fotografki, trzymającej się kurczowo pracy, za którą nie przepada. Ów bohaterka w prezencie od dziadka otrzymuje drewniany kalendarz adwentowy po zmarłej babci, który codziennie po północy w magiczny sposób otwiera właściwe okienko, w środku którego znajduje się drewniana figurka, przepowiadająca to, co wydarzy się danego dnia. 

Przyznam, że jak teraz przeczytałam to zdanie, to aż złapałam się za głowę, bo brzmi to koszmarnie. Ale o to chodziło w tym filmie, nie ściemniam!
świąteczne netflix

Świąteczna magia: Była wioska Mikołaja, były dzieci, robiące sobie z nim zdjęcie. Były świąteczne ozdoby, pierniczki, rodzinne spotkania, no i tytułowy kalendarz adwentowy. I to magiczny!

Główni bohaterowie: Przyjaciele od dziecka, którzy dawno się nie widzieli, a których całe środowisko shipuje. To tak w jednym zdaniu. Ogólnie zauważyłam, że to jeden z nielicznych filmów świątecznych Netflixa, w którym nie wszyscy bohaterowie są biali. Dziwne, patrząc na ich ostatnią „poprawność polityczną”.

Punkt kulminacyjny: Dla mnie cała afera była tak naprawdę o nic. Chłop nie zrobił tego celowo, a wywiązała się kłótnia jak stąd do Kanady. Coś tu w scenariuszu nie do końca pykło, zdecydowanie można było wprowadzić więcej dramaturgii.

Poziom niedorzeczności: Za wyjątkiem magicznego kalendarza, to wszystko trzymało się kupy. Albo zwyczajnie nic jakoś mega nie rzuciło mi się w oczy.

Wątek romantyczny: To nie była historia dwóch osób, które dopiero się poznały, tylko opowieść o tym, jak przyjaźń może przerodzić się w miłość i jak trudno jest to zauważyć (bo przecież nie chce się niszczyć dotychczasowej relacji). Lubię takie motywy, mimo że wierzę w przyjaźń damsko-męską bez podtekstów.

Jak często miałam ochotę przesunąć dalej: W sumie chyba ani razu nie przesunęłam. Sukces, mówię Wam!

MOJA OCENA:  6/10. Widziałam gorsze. Naprawdę!

„Święta na zamówienie” – ŚWIĄTECZNE FILMY NETFLIX

Do zapracowanego architekta, który nie ma czasu na cokolwiek innego niż najnowszy projekt budynku, przyjeżdża rodzina na święta. Dlatego ten wynajmuje specjalistkę, by pomogła mu udekorować dom, a później zapewniła jego rodzinie świąteczne atrakcje. 

Świąteczna magia: Było jej aż nadto! Ozdób, światełek, świątecznych tradycji i całej tej bożonarodzeniowej otoczki w amerykańskim stylu. Mój wewnętrzny Grinch nie zniósł tego najlepiej.

Główni bohaterowie: Oboje zapracowani, mimo że ich zajęcia nie są spełnieniem ich marzeń. Oboje mający bagaż kiepskich wspomnień, oboje tak różni, a jednak wiadomo, że przeciwieństwa się przyciągają. Zwłaszcza w filmach.

Punkt kulminacyjny: Nie mogłam go sobie przypomnieć, tak „wielki wydźwięk” miał. Oczywiście, kłótnia o nic, zrobienie wielkiego dramatu bez wyraźnego powodu. Bo zamiast pogadać, usiąść i wyjaśnić sobie wszystko na spokojnie, to trzeba dramatyzować.

Poziom niedorzeczności: Spory. Rodzina przywiązująca się do obcej baby w kilka dni i to na tyle, by chcieć spędzić z nią święta zamiast z głównym bohaterem. Halo! Zatrzymajcie tę karuzelę absurdu!

Wątek romantyczny: Był. To chyba byłoby najlepsze określenie dotyczące tego filmu. Bo niby coś tam między nimi było, ale ja jakoś tego nie czułam.

Jak często miałam ochotę przesunąć dalej: BARDZO CZĘSTO. Sama nie wiem, czemu nie przestałam tego oglądać. Chyba liczyłam na jakiś przedświąteczny cud.

MOJA OCENA: 3/10. Wszystkiego za dużo.

„Święta na Alasce”

Główna bohaterka od zawsze żyła według z góry ustalonego planu. Pewnego dnia okazuje się, że jednak nie wszystko poszło zgodnie z nim – zamiast zaręczyn następuje zerwanie, do tego Lauren nie dostaje się na wymarzone stypendium medyczne. Ta sytuacja zmusza ją do znalezienia innego wyjścia. Tym sposobem trafia do miasteczka Garland na Alasce, gdzie zostaje głównym lekarzem. Miało to być rozwiązanie tylko na chwilę, ale czy tak będzie naprawdę?

Jak pewnie już się domyślacie – odpowiedź na to pytanie brzmi: NIE. I to w sumie nie jest żaden spoiler.
netflix świąteczne filmy

Świąteczna magia: Tym razem było więcej śniegu niż świątecznych ozdób, ale nic w tym dziwnego, w końcu to Alaska. Choć i światełek było sporo!

Główni bohaterowie: Z dwóch różnych światów. Pani z miasta, która nigdy nie chciała trafić do takiej dziury. I chłopak z miasteczka, który próbował żyć w wielkim mieście, ale wrócił w rodzinne strony. Klasyka.

Punkt kulminacyjny: Był przewidywalny, ale nie bezsensowny. I trochę mnie zaskoczyło, że choć to miłość zatrzymuje bohaterkę w Garland, mimo dostania się na ten wymarzony staż (sorry, jeśli komuś w tej chwili zepsułam całą radość z oglądania filmu, ale tak naprawdę to nie jest żaden spoiler! Przecież to było totalnie do przewidzenia od pierwszych chwil filmu), to jednak w międzyczasie impulsem jest też pewien wypadek losowy. To w sumie też można było przewidzieć, powiedzmy jednak, że w pewien sposób mnie to zaskoczyło.

Poziom niedorzeczności: Całe to miasteczko było na maksa niedorzeczne. Te ciągłe nawiązania do wioski Świętego Mikołaja. No jakby ja tego nie kupuje. A, i jeszcze ta scena, w której Lauren (przypominam – „ludzka” lekarka) ma leczyć renifera, była w tym filmie tak potrzebna, że aż wcale.

Wątek romantyczny: Jakby wszystko było już wiadome w momencie, gdy główny bohater odbiera Lauren z lotniska. To było tak przewidywalne, że aż nudne.

Jak często miałam ochotę przesunąć dalej: Przycisk przyśpieszający akcję używany był bardzo często. Od beznadziejnego początku (dla mnie film zaczął się tak „z dupy”; w ogóle albo mam coś z głową, albo na początku miałam wrażenie, że to ktoś inny będzie główną bohaterką?), do wielkiego, świątecznego końca.

MOJA OCENA: 3/10. Wynudziłam się okropnie. 

„Święta jak malowane” – ŚWIĄTECZNE FILMY NETFLIX

Kuratorka galerii przyjeżdża na kilka dni do rodzinnego miasteczka, by zająć się siostrzeńcami, bo akurat nikt inny nie może tego zrobić, gdy jej siostra z mężem nagle dostają zaproszenie na jakąś turbo-ważną konferencję. Oczywiście, w międzyczasie lotniska przestają działać i musi tam zostać dłużej niż planowała, i wciąż tłumaczyć się z tego swojej szefowej. Ach, no i jeszcze spotyka swoją dawną licealną miłość, powracają do niej wspomnienia oraz zamiłowanie do malowania.

świąteczne filmy

Świąteczna magia: Były ozdóbki, była organizacja świątecznych przyjęć, wszystko jednak w ilości, którą jestem w stanie strawić.

Główni bohaterowie: Licealna para, król i królowa balu, którzy po szkole rozstali się przez inne spojrzenie na przyszłość, przez wizję wielkiej kariery, która ostatecznie nie wyszła im tak, jak tego chcieli. Żal jednak pozostał.

Punkt kulminacyjny: Wiadomo, sztampowy do potęgi entej. Miłość odżywa, ale strach przed ponownym odrzuceniem jest tak wielki, że lepiej skapitulować na starcie. Zwłaszcza, że przecież nie tak miało być! Są jeszcze zobowiązania zawodowe i plan na życie, z którego trzeba by było zrezygnować. Co tu wybrać? Uczucie czy karierę? Jak myślicie?

Poziom niedorzeczności: Nie było jej tak sporo, jak w większości świątecznych filmów. No może poza tym, jak szybko główna bohaterka namalowała swoje obrazy. Normalnie pyk, dotyka pędzlem płótna i skończone. Zwłaszcza, że w międzyczasie musiała zdalnie organizować przyjęcie w galerii sztuki, bal licealny oraz zajmować się siostrzeńcami. Może świąteczna magia dała o sobie znać w tym momencie?

Wątek romantyczny: Ja tam chemii między głównymi bohaterami nie czułam. Ale to może dlatego, że przez pół filmu zastanawiałam się, kogo mi przypomina aktor grający głównego bohatera, więc swoją energię na „wczucie się w fabułę” poświęciłam czemuś zupełnie innemu.

Jak często miałam ochotę przesunąć dalej: Sporadycznie. Gdy bywało nudnawo, to przycisk przyspieszający szedł w ruch. Ale nie było to bardzo częste zjawisko.

MOJA OCENA: 4/10. Reasumując – nie najgorzej.

„Świąteczny spadek”

Główna bohaterka, słynąca ze swoich imprezowych popisów, szeroko opisywanych w brukowcach, ma przejąć firmę po ojcu, który chce odejść na emeryturę. By udowodnić mu, że nadaje się na to stanowisko, musi pojechać do rodzinnej miejscowości pod fałszywym nazwiskiem, mając tylko 100$ i przekazać wujowi (do rąk własnych!) skrzynkę z listami.

świąteczne

Świąteczna magia: Taka sobie bym rzekła. Niby jest śnieg, niby są dekoracje, niby jakaś kwesta świąteczna, ale ja tego nie czułam. Kompletnie.

Główni bohaterowie: Irytowali mnie oboje równie mocno. Chyba nawet mocniej niż narzeczony głównej bohaterki, który nie rozumiał, o co to całe zamieszanie (w sumie ja też nie bardzo rozumiałam).

Punkt kulminacyjny: Po opisie bez problemu można wywnioskować, co się stało. Kłamstwo wyszło na jaw, jej prawdziwa tożsamość została ujawniona i chłopak się obraził. Bo został O-SZU-KA-NY!

Poziom niedorzeczności: Spory. Zaczynając od tradycji, jaką jest pisanie do siebie świątecznego listu przez współwłaścicieli (?), w którym to opisywali, co działo się u nich w danym roku. Czyli w inne miesiące nie mieli ze sobą kontaktu? To jak zarządzali wspólną firmą? W ogóle albo czegoś nie zrozumiałam, albo to było tak dziwnie powiedziane, że nie wiem w końcu, czy oni byli tymi współwłaścicielami, czy o co chodziło. Choć i tak nie to było najgorsze. Najbardziej rozwalił mnie tekst w połowie filmu, coś w stylu „To jest ten moment, w którym powinniśmy się pocałować?”. Tak jakby aktor, grający główną rolę, pytał się reżysera, czy dobrze zapamiętał scenariusz (w sumie dobrze, że pytał, bo ten pocałunek nie wynikał z niczego, do tego momentu NIC (!!!) się między głównymi postaciami nie zadziało!), a reżyser uznał to za tak dowcipne, że aż postanowił umieścić to w filmie. I to dwukrotnie!

Wątek romantyczny: Ja nie czułam chemii. W ogóle. Mimo że przecież wszystko wskazywało na to, że ci dwoje mają się ku sobie (bo jakżeby inaczej!), to ja tego nie widziałam.

Jak często miałam ochotę przesunąć dalej: Bardzo często! Wynudziłam się okropnie.

MOJA OCENA: 2/10. Mimo że obejrzałam go dwa dni przed napisaniem tej recenzji, to miałam mega problem z przypomnieniem sobie, o co w nim chodziło i co tam w ogóle się działo.

„W śnieżną noc” – ŚWIĄTECZNE FILMY NETFLIX

To trochę takie „Listy do M.”, ale w młodzieżowym wydaniu. Mamy tu kilka historii, rozgrywających się równolegle w Wigilię, w małym, zaśnieżonym miasteczku. Jest chłopak zakochany w swojej przyjaciółce od piaskownicy i bojący się wyznać jej prawdę. Dziewczyna, bojąca się zostawić chorą matkę i pójść na studia do Nowego Jorku. Muzyk, bożyszcza nastolatek, który nie ma z kim spędzić świąt. Dziewczyna, która nie umie pogodzić się z rozstaniem oraz jej przyjaciółkę, która nie rozumie zachowania dziewczyny, która jej się podoba, a z którą spędziła cudowny wieczór i miała wrażenie, że ta bawiła się tak samo dobrze jak ona.   

Świąteczna magia: Zamiast w światełka i tę całą świąteczną otoczkę w amerykańskim stylu, film jest bardziej obfity w śnieg. Duuuużo śniegu!

Główni bohaterowie: To nastolatkowie, mierzący się ze swoimi małymi-wielkimi problemami. Jedni dają się bardziej lubić, drudzy mniej. Jedne problemy wydają się być większe od innych, jak to w tego typu filmach.

Punkt kulminacyjny: Następuje przed zakończeniem, oczywiście u każdego w tym samym momencie. Wiadomo też, że wszystkie te historie kończą się dobrze.

Poziom niedorzeczności: Niski. Co prawda oglądałam ten film już spory czas temu, ale nic takiego z czapy nie zapadło mi jakoś szczególnie w pamięć.

Wątek romantyczny: Było tu kilka romansów, ale jakoś żaden nie chwycił mnie mocniej za serce.

Jak często miałam ochotę przesunąć dalej: Oglądałam go raczej bez przesuwania. Może zdarzyło się to kilkukrotnie.

MOJA OCENA: 5/10. Nie jest to film najwyższych lotów, nie ma wielkiego napięcia, pościgów i wybuchów, ale jest całkiem ok.

„Świąteczny rycerz”

Pewna staruszka przenosi Sir Cole’a w czasie – z XIV wieku do roku 2019, gdzie ma wypełnić misję, która pozwoli mu stać się prawdziwym rycerzem. Szkopuł w tym, że ten nie ma pojęcia, na czym ma ta misja polegać. A czas goni – musi ją ukończyć przed północą w Wigilię!

świąteczne filmy

Świąteczna magia: Był śnieg, były ozdoby, był świąteczny jarmark oraz kwesta dla fundacji, była pomoc potrzebującym… Reasumując – było wszystko, co musi być w świątecznym filmie. I jeszcze więcej! W końcu to tu zadziała się prawdziwa magia w postaci przenosin w czasie.

Główni bohaterowie: Z różnych światów – i tu naprawdę nie jest to poetyckie zagranie, w końcu laska jest z XXI wieku, mieszka w Ameryce, a facet to rycerz ze średniowiecznej Anglii! Totalne przeciwieństwa i to pod każdym względem! Do tego ona nie wierzy we współczesnych mężczyzn i ich rycerskość, a on skupia się nie na tym, na czym powinien (przynajmniej tak twierdzi staruszka, która go przenosi w czasie). 

Punkt kulminacyjny: Jak pewnie się domyślacie – misja zostaje wypełniona i rycerz może wrócić do swojego świata. Tylko czy nadal chce to zrobić?

Poziom niedorzeczności: Mogłabym wymienić tu całą listę irracjonalnych rzeczy, ale uznałam ten film za bajkę, a w bajkach przecież wszystko jest możliwe. Nie zrozumiałam jednak jednego – w tych przenosinach chodziło o to, by Cole (przepraszam, Sir Cole!) stał się prawdziwym rycerzem, czy o to, by znaleźć pannie wymarzonego faceta?

Wątek romantyczny: Były długie spojrzenia zza rzęs, ukryte uśmiechy, wzajemne przyciąganie i odpychanie, momenty, że już tuż-tuż będzie ten upragniony przez wszystkich pocałunek, ale nie, bo nagle dźwięk telefonu psuje chwilę. Było tyle chemii, że ho ho!

Jak często miałam ochotę przesunąć dalej: Praktycznie nie przesuwałam. Ale to może dlatego, że w międzyczasie robiłam sobie obiad i miałam zajęte ręce. Gdyby nie to, pewnie ominęłabym niektóre krindżowe momenty. Ale też nie jakoś super dużo.

MOJA OCENA: 6/10. Bardzo przyjemna bajeczka.

„Świąteczny książę” – ŚWIĄTECZNE FILMY NETFLIX

Początkująca dziennikarka dostaje swój pierwszy temat – ma opisać ekscesy następcy tronu, księcia Richarda. Leci więc do Aldowi i robi wszystko (ale to absolutnie wszystko! Nawet udaje nauczycielkę jego siostry, byleby tylko być w centrum całego zamieszania), by zdobyć kompromitujące materiały, które mogłaby ujawnić. Oczywiście, rzeczywistość okazuje się być zgoła inna niż przedstawiały to plotkarskie gazety, a romans wręcz wisi w powietrzu.

Świąteczna magia: Całe to fikcyjne królestwo było świąteczne! Pełne bożonarodzeniowych ozdób i tej całej otoczki, ale jakoś mocno nie kuło mnie to w oczy. Przynajmniej nie w tej części. 

Główni bohaterowie: Książę, który musi objąć tron po śmierci ojca oraz dziewczyna, nie mająca nic wspólnego z arystokracją. I do tego oszukująca wszystkich, że jest nauczycielką, a nie dziennikarką, szperającą po cichu po zamku w poszukiwaniu sensacji. To musiało się udać!

Punkt kulminacyjny: Prawda wychodzi na jaw, a jakże! Ale nie tylko w przypadku dziennikarki Amber, ale również… księcia Richarda (HA! Zaskoczeni?).

Poziom niedorzeczności: Tu wsadzono wszystko, ale to absolutnie WSZYSTKO, cały zbiór schematów wszelakich i to w takiej ilości, że aż wywaliło skalę niedorzeczności. Wybaczcie mi więc, ale nie będę ich wymieniać, bo zajęłoby mi to zdecydowanie za dużo czasu i pochłonęłoby ogrom miejsca w tym przeglądzie, którego w całości pewnie i tak nikt nie przeczyta.

Wątek romantyczny: No cóż. Kilka krótszych spotkań, może ze dwa dłuższe i mamy miłość na całe życie. Nieistotne, że się nie znamy, a laska okłamywała księcia. Zaufanie? A na co to komu? Przecież wszyscy są tu prawi i szlachetni, a nawet jak robią coś złego, to przecież w dobrej wierze!

Jak często miałam ochotę przesunąć dalej: Przesuwałam często. Bardzo często.

MOJA OCENA: 4/10. Nie zrozumcie mnie źle, ja naprawdę lubię bajeczki, ale ta to już przesada. Zbiór wszystkiego i to na tak płaskim poziomie, że przechodziły mnie świąteczne ciary żenady. 

„Świąteczny książę” dalsze losy…

Ogólnie to jestem masochistką, przyznaję się do tego! I właśnie dlatego obejrzałam dwa kolejne filmy o uwielbianej przez poddanych królowej Amber, która wniosła powiew świeżości na dwór tego niewielkiego, europejskiego księstwa. Która zawsze dojdzie do prawdy i… dobra, keep calm, do sedna! Jak sami widzicie – nieźle mnie to książęce uniwersum uruchamia, pozwólcie więc, że daruję sobie ocenę kolejnych części, bo wszystko ma podobny wydźwięk, tylko jest jeszcze gorsze. Wiecie, problemy z dupy, skupianie się na mało-istotnych rzeczach, np. suknia ślubna, i robienie z tego afery na cały zamek. Kontynuacje z reguły nie są najlepsze, a gdy w grę wchodzi kiepska część pierwsza, to dalej może być już tylko gorzej. 

„Zamiana z księżniczką” – ŚWIĄTECZNE FILMY NETFLIX

Stacy, właścicielka cukierni w Chicago, wraz z przyjacielem i jego córką przyjeżdża do małego księstwa na konkurs cukierniczy. Tam spotyka Lady Margaret, przyszłą żonę księcia Edwarda, która… wygląda dokładnie tak samo jak ona. Kobiety więc postanawiają zamienić się miejscami tylko na chwilę. Choć pewnie dobrze wiecie, jak to się skończy.

świąteczne filmy

Świąteczna magia: Były ozdoby i ogólna świąteczna otoczka, ale nie wybijało się to jakoś szczególnie na pierwszy plan.

Główni bohaterowie: Dwie różne kobiety (mimo że wyglądające tak samo), dwaj różni mężczyźni, totalnie różne charaktery, doświadczenia i sytuacje życiowe – to wszystko należy wrzucić do kotła (plus dziecko!) i zamieszać, by wyszła z tego mieszanka wybuchowa i dużo kłopotliwych sytuacji.

Punkt kulminacyjny: Nie był wielką dramą. Mimo że prawda wychodzi na jaw, jakoś wszyscy łagodnie przechodzą nad tym do porządku dziennego. Jakby… nie rozumiem?

Poziom niedorzeczności: Fakt takiego samego wyglądu dwóch różnych osób pomijam. Na tym tak właściwie opiera się ta historia, więc byłabym prawdziwym Grinchem, odbierającym jakąkolwiek uciechę z filmu, gdybym się tego czepiała. Ale to, że nikt tego nie zauważył? Pisząc „nikt” mam na myśli przyjaciela Stacy, bo książę nie znał za bardzo swojej narzeczonej (to miał być ślub z obowiązku, aranżowany), by skumać, że to ktoś inny. Ale Kevin? Jego córka się zorientowała, a on nic. Och, Kevin, zawiodłam się na tobie! No i jeszcze strasznie irytował mnie ten dziadek, co to był zawsze w „trudnym” momencie, by służyć oczywiście dobrym słowem i radą bohaterom, by pomagać im wyjść z kłopotów. Seriously? 

Wątek romantyczny: Jakby ja nie zauważyłam momentu zauroczenia Kevinem przez Margaret, ale chemia między Edwardem a Stacy była. Jestem więc połowicznie ukontentowana.

Jak często miałam ochotę przesunąć dalej: Trochę przesuwałam, przyznaję, bo film nie miał żadnych skoków akcji, które jakoś mega utrzymywałyby napięcie. Ale, o dziwo, się nie wynudziłam.

MOJA OCENA: 6/10. Jakby – zero fabularnych zaskoczeń, ale wszystko zostało ładnie opakowane i oglądało się przyjemnie. Urok Vanessy Hudgens i księcia Edwarda (a raczej aktora, który go grał) na mnie podziałał.

„Zamiana z księżniczką” dalsze losy…

Oczywiście, obejrzałam też drugą i trzecią część, ale to już było za dużo jak na mnie. Trzy Vanessy? No bez jaj! Do tego ta ostatnia jakby wzorująca się na Dodzie… too much! Podziwiam Vanessę, że nie dostała jakiegoś roztrojenia jaźni, będąc Stacy, Margaret, Fioną, Margaret udającą Stacy, Stacy udającą Margaret, Fioną udającą Margaret… Ja już od samego wymieniania dostałam kręćka! No i oczywiście bawiło mnie okrutnie, że zakochani faceci nie są w stanie zorientować się, że jego ukochana jest inną laską. Halo, dwa lata minęły! Chyba już poznaliście się na tyle, by nie liczyła się tylko śliczna buźka?

„Upalne święta” – ŚWIĄTECZNE FILMY NETFLIX

Miałam wielki problem, by jakoś opisać fabułę tego filmu, dlatego dałam sobie spokój i wklejam Wam opis z Filmweba: Elegancka mieszkanka Nowego Jorku, którą opuścił mąż, udaje się samotnie na safari do Afryki i odnajduje w życiu nowy cel. 

Świąteczna magia: Jesteśmy w Afryce, więc trochę z tym ciężko.

Główni bohaterowie: Kobieta, która dla kariery męża poświęciła wszystko i stała się „panią od spotkań”, nagle dowiaduje się, że ten chce rozwodu. Wyjeżdża więc w drugą podróż poślubną do Afryki, gdzie spotyka pilota, samotnego wdowca, zaangażowanego w ratowanie słoni. Aktorka, grająca główną rolę, to Charlotte z „Seksu w wielkim mieście”, dlatego niezmiernie bawił mnie początek z tą podróżą poślubną, w której jest sama, bez męża, bo przypominało mi to film o tym samym tytule. Tyle, że tam łabędzie z ręczników i płatki róż na łóżku były dla Carrie, nie dla niej. 

Punkt kulminacyjny: Powiem Wam, że go nie było. Żadnych kłamstw, oszustw, intryg, nic. Film miał jedno i to samo napięcie – zerowe. Nawet jakaś laska głównego bohatera, która odpowiadała za finansowanie tego miejsca dla słoni, nie wniosła tu żadnej dramaturgii.

Poziom niedorzeczności: Kobieta, która nigdy nie miała do czynienia ze słoniami i która od dawna nie pracuje w zawodzie, z dnia na dzień zostaje przygarnięta do rezerwatu, a wszyscy zwracają się do niej „pani doktor”. To całkowicie normalne, czyż nie?

Wątek romantyczny: Płaski i bez emocji. Zero wybuchów, zero pościgów, zero dramatów. 

Jak często miałam ochotę przesunąć dalej: Bardzo często, jedynie widoczki i słonie trzymały mnie przy tym filmie. A chyba najbardziej irytował mnie wymuszony uśmiech głównej bohaterki, który był zawsze taki sztuczny i nieszczery… I jeszcze często w momentach, w których w ogóle nie był konieczny. Wrr.

MOJA OCENA: 3/10. Film nie ma nic do zaoferowania poza słoniami. To one ratują końcową ocenę.

„Prezenty z nieba” – ŚWIĄTECZNE FILMY NETFLIX

Asystentka kongresmenki przyjeżdża na małą wyspę na Pacyfiku, by sprawdzić, czy w miejscowej jednostce wojskowej nie dochodzi do nadużyć. Jest to dla niej szansa na awans, dlatego ma zamiar z niezwykłą precyzją i dokładnością sprawdzić każdy grosz. Czy jej się to uda?

Świąteczna magia: Ciężko o nią, gdy wszystko toczy się w tropikalnych klimatach, nawet jeśli mamy święta Bożego Narodzenia. Ale akcja świątecznego zrzutu paczek jakoś to nadrobiła.

Główni bohaterowie: Oczywiście, totalne przeciwieństwa. Zasadnicza, nastawiona na karierę asystentka, która z wierzchu wydaje się być zimna i nieczuła oraz znany na całej wyspie kapitan, który sprawia wrażenie beztroskiego bawidamka. Ale czy tak jest naprawdę? No pewnie, że nie, oboje przecież mają dobre serduszka.

Punkt kulminacyjny: Działo się, oj działo! Najpierw chłop miał ją odciągać jak najdalej od akcji zrzucania paczek, ale gdy to się nie udało, to wkręcił ją w nią tak mocno, że ta zapomniała o pracy. Aż na miejsce musiała pofatygować się pani kongresmen, we własnej osobie, by sprawdzić, co się dzieje z jej nieposłuszną pracownicą. Jej wizyta oraz tropikalna burza stawiają całą dobroczynną akcję pod wielkim znakiem zapytania.

Poziom niedorzeczności: Mały. Tak myślę i myślę, i nie mam za bardzo do czego się przyczepić, bo nic jakoś mocno nie raziło mnie w oczy. Albo niczego takiego nie zapamiętałam.

Wątek romantyczny: Zero chemii między bohaterami. ZERO! Pocałunek wieńczący film totalnie z dupy, wciśnięty na siłę. Bez niego ten film byłby o wiele lepszy. Naprawdę wszystko musi się kończyć miłością? Nie wystarczą przemiany głównych bohaterów i historia świąteczna z przesłaniem?

Jak często miałam ochotę przesunąć dalej: Chyba nie przesunęłam ani razu. 

MOJA OCENA: 5/10. Bez pocałunku na koniec byłoby wyżej, bo film oglądało się przyjemnie.

„Kalifornijskie święta” – ŚWIĄTECZNE FILMY NETFLIX

Beztroski bogacz jedzie na ranczo, by wykorzystać swój urok osobisty i przekonać właścicielkę do sprzedaży ziemi firmie zarządzanej przez jego matkę. W zamian Joseph ma dostać awans na wyższe stanowisko. Ma na to kilka dni – transakcja musi się dokonać przed świętami Bożego Narodzenia. Na miejscu okazuje się jednak, że nie wszystko jest takie proste, jak mu się wydawało…

Świąteczna magia: Nie było jej wcale. Upał, zero ozdób, w sumie totalnie nie rozumiem, po co taki tytuł. Film nie ma nic wspólnego ze świętami poza dedlajnem, że do świąt umowa musi zostać podpisana. Ach! I ostatnią sceną, ale ją można by było zrobić w dowolnych warunkach, bez świąt i udawanego śniegu.

Główni bohaterowie: Zraniona, pokopana przez życie farmerka, opiekująca się chorą matką i młodszą siostrą, próbuje jakoś wiązać koniec z końcem i ratować rodzinne dziedzictwo. I bogaty synek, korzystający z życia ile wlezie (wiecie, imprezki, kobiety na jedną noc i te sprawy), który staje przed ważnym zadaniem. Jeśli go nie wykona, bańka ochronna zrobiona z pieniędzy pęknie. Znów przeciwieństwa, bo jakżeby inaczej. Tak btw. wiedzieliście, że aktorzy, grający główne role, są małżeństwem?

Punkt kulminacyjny: Przewidywalny. Wiadomo było, że kiedyś kłamstwo musi wyjść na jaw, ale nie był to problem „z dupy”.

Poziom niedorzeczności: Mały. Jedyne, co mnie zastanawiało, to jak bogaty chłopak, opływający w luksusy, potrafi sobie radzić jako parobek w gospodarstwie. Niby pokazano trochę, że ma z czymś tam problemy, że musi się radzić właściwego Manu, którego udawał, ale i tak jakoś wszystko mu wychodziło.

Wątek romantyczny: Przyjemnie mi się patrzyło na tę dwójkę. W końcu to klasyka – bawidamek zakochujący się w prostej dziewczynie, dzięki czemu nagle zmienia się o 180 stopni. 

Jak często miałam ochotę przesunąć dalej: Początkowe sceny niezbyt zachęcające, ostatnia jakaś taka koślawa, ale ogólnie oglądałam nawet z zainteresowaniem.

MOJA OCENA: 6/10. Przyjemnie spędziłam z nimi czas, choć ze świętami ten film ma niewiele wspólnego.

„Historia Kopciuszka. Świąteczne życzenie”

Tu chyba za wiele nie muszę opowiadać, bo każdy wie, na czym historia Kopciuszka polega. Jest tylko przystosowana do współczesnych czasów. Biedna dziewczyna, wykorzystywana przez macochę i przyrodnie siostry. I syn bogatego ojca, który nie jest rozpuszczonym bachorem, a ma swoje plany i marzenia. No i miłość, która rośnie wokół nas.

Świąteczna magia: Niby była wioska Świętego Mikołaja, niby były elfy, ale ja jakoś tego nie czułam.

Główni bohaterowie: Uzdolniona szara myszka i bogaty chłopak, będący na świeczniku, mimo że nie chce tam być. Z wierzchu sprawiają zupełnie inne wrażenie niż to, co mają w środku. Poza tym bardzo lubię Gregga Sulkina. Z przyjemnością mi się na niego patrzy.

Punkt kulminacyjny: Jak to u Kopciuszka bywa – macocha wkroczyła do gry.

Poziom niedorzeczności: Nie przepadam za uwspółcześnionymi historiami Kopciuszka, bo na mój chłopski rozum są one po prostu niedorzeczne. To nie średniowiecze, by nie móc sobie poradzić z macochą i przyrodnimi siostrami! Zwłaszcza gdy widać, że to nie jest jakaś biedna rodzina, żyjąca na marginesie społecznym, bez żadnych możliwości i przyjaciół.

Wątek romantyczny: Była chemia. Ale nic dziwnego, w końcu to „dzieci” Disney Channel. Znają się i z niejednego filmu chleb jadły.

Jak często miałam ochotę przesunąć dalej: Przesuwałam na każdej piosence. KAŻDEJ. Zrobienie z tego tytułu marnej podróby musicalu nie dodało mu żadnej wartości. A wręcz odebrało resztki.

MOJA OCENA: 3/10. Mimo miłej aparycji aktorów, grających główne role, jestem na nie.

„Randki od święta” – ŚWIĄTECZNE FILMY NETFLIX

Dwójka singli przeżywa koszmarne święta Bożego Narodzenia. Przypadkowe, poświąteczne spotkanie w sklepie, gdy oboje chcą oddać nietrafione świąteczne prezenty, owocuje umową – że będą swoją randką w każde święta, by nie spędzać je samemu i nie narażać się na dołujące sytuacje.

Świąteczna magia: Film rozgrywa się w ciągu roku, także Boże Narodzenie nie jest tu istotną kwestią.

Główni bohaterowieNiby inni, a jednak mają ze sobą wiele wspólnego. I niedługo sami się o tym przekonają. Poza tym uważam, że w przypadku tego filmu casting naprawdę wyszedł twórcom. Bardzo dobrze patrzyło mi się na aktorów, grających główne role. 

Punkt kulminacyjny: Jak możecie się domyślić – jedno zakochało się w drugim. Drugie nie do końca. Wyszła więc kłótnia stulecia, która zerwała pakt o randkowaniu od święta.

Poziom niedorzeczności: Był niski. Za to dwukrotnie na plecach miałam ciary żenady. Raz podczas święta 4. lipca (w ogóle nie spodziewałam się, że Amerykanie mają tyle świąt; gdybym ja miała zawrzeć podobny pakt, to w grę wchodziłoby Boże Narodzenie, Wielkanoc i ewentualnie jakieś imieniny/urodziny/ślub w rodzinie), gdzie piękny Australijczyk prawie stracił palec od fajerwerków. Miało wyjść komicznie, a ja czułam tylko zażenowanie. I ostatnia scena – w supermarkecie – mocno mnie zażenowała, choć pewnie dla wielu okaże się urocza.

Wątek romantyczny: No co tu dużo mówić – tu przynajmniej był czas, aby bohaterowie mogli się lepiej poznać i by wyglądało to dość naturalnie. A nie jakiś zbieg okoliczności, jedna bitwa na śnieżki i miłość gotowa.

Jak często miałam ochotę przesunąć dalej: Nie przesunęłam ani razu. A później polecałam go znajomym i każdy mówił, że spoko. Zwłaszcza, gdy ma się na uwadze poziom oryginalnych produkcji Netflixa.

MOJA OCENA: 7/10. Najlepszy ze wszystkich, które tu dziś zebrałam. Zabawny, ogląda się go z przyjemnością, mimo że nie jest stricte filmem świątecznym.

***

Chyba nie jesteście zaskoczeni, gdy powiem, że żaden z powyższych filmów nie pobił moich dwóch ulubionych świątecznych klasyków, do których z przyjemnością wracam. A są nimi „To właśnie miłość” oraz „Listy do M.”, ale tylko część pierwsza (ewentualnie druga, ale im dalej w las, tym więcej drzew i jest coraz gorzej). Tak, nie ma wśród nich Kevina, bo może i wciąż bawi, to mam już przesyt tym filmem na najbliższe lata. Za to świąteczne filmy mi się jeszcze nie znudziły! Może więc obejrzę ich na tyle, by pokusić się o kolejną część? Tymczasem dajcie znać, co sądzicie na temat tego przeglądu i podrzucajcie tytuły filmów, które powinnam obejrzeć!

Spędziłam nad tym przeglądem naprawdę sporo czasu, więc każde miłe słowo i wartościowy komentarz będzie dla mnie naprawdę ważny. Dzięki!

ZAOBSERWUJ I BĄDŹ NA BIEŻĄCO:

Podobne wpisy:

1 komentarz

  1. Ja lubię wracać do randek od święta. Nie znam uzasadnienia, ale czuję tam coś takiego innego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *