„CHŁOPKI” – OPOWIEŚĆ O BOHATERKACH DNIA CODZIENNEGO | RECENZJA

Chłopki

„Chłopki. Opowieść o naszych babkach” przybliża życie polskich kobiet, żyjących na wsi na początku XX wieku. Dzięki niej możemy poznać ich codzienność i zobaczyć, z czym musiały się zmagać. A także zrozumieć, w jaki sposób ich doświadczenia odbiły się na kolejnych pokoleniach.

„Chłopki. Opowieść o naszych babkach” Joanny Kuciel-Frydryszak to książka 2023 roku i nie ma w tym stwierdzeniu ani grama przesady. Chyba nie ma osoby, która by o niej nie słyszała albo chociażby nie zobaczyła gdzieś u kogoś tej charakterystycznej, żółtej okładki. Książka długimi tygodniami zajmowała pierwsze miejsca w rankingach bestsellerów. I bardzo dobrze, bo jest to pozycja, którą każdy powinien przeczytać, by lepiej zrozumieć historię Polski, przekazywaną nam na kartach podręczników do historii. Bo nie byłoby jej bez wydarzeń w tle. Bez ludzi, których nazwiska nie widnieją w podręcznikach.

Bez naszych przodków.

„CHŁOPKI. OPOWIEŚĆ O NASZYCH BABKACH” – RECENZJA

Myślę, że tak chętnie sięgamy po tę książkę, bo możemy dostrzec w niej cząstkę siebie. Z pewnością każdy w historii swojej rodziny znalazłby jakieś chłopskie powiązania, w końcu na początku XX wieku w Polsce żyło zdecydowanie więcej chłopów niż szlachty i inteligencji. Nigdy wcześniej jednak nie dano im głosu, by mogli opowiedzieć swoją historię szerszej publiczności. O ciężkiej, niemal katorżniczej pracy, wykonywanej od świtu do zmierzchu, przez cały rok, nie zważając na pogodę. O życiu w warunkach, które aktualnemu pokoleniu się wręcz nie śniły. Czy o codziennej walce o lepszy byt dla siebie i swojej bardzo licznej rodziny.

Książka „Chłopki. Opowieść o naszych babkach” to niemal 500-stronnicowa lektura, przedstawiająca obraz polskiej wsi sprzed lat. I nie jest to wcale zamierzchła przeszłość! Wydarzenia te działy się całkiem niedawno, bo kilkadziesiąt lat temu, dwa, maksymalnie trzy pokolenia wstecz. Historia opowiedziana jest z perspektywy kobiet, które w tamtych czasach nie były dopuszczane do głosu, żyjąc w cieniu mężczyzny – nieważne, czy chodziło o ojca, męża, teścia, syna, pana, czy księdza. To oni zawsze wiedzieli lepiej.

Jestem pod wrażeniem ogromnego researchu, jaki wykonała autorka. W książce znajdziemy naprawdę cały przekrój nikomu nieznanych, często bardzo osobistych historii, opowiadanych przez potomków tytułowych Chłopek – przez ich dzieci i wnuki. Wszystko opatrzone jest fotografiami, zaczerpniętymi z prywatnych archiwów. Każdy rozdział porusza inne zagadnienie, dotyczące wsi XX wieku. Znajdziemy tu historie dziewczyn z mniejszych i większych gospodarstw, z różnych części Polski. Mimo wielu różnic łączy je jedno – pracują ponad miarę, nie mogąc decydować o sobie i swoim losie.

Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, byłaby to zaburzona chronologia i notoryczne przeskakiwanie w historiach, przytaczanych w rozdziałach. Przez to czasami musiałam się naprawdę mocno skupić, by odnaleźć się w czasoprzestrzeni i zrozumieć, o kim i o czym jest teraz mowa. Mimo tego książkę czyta się dobrze, napisana została przystępnym i zrozumiałym językiem.

DLACZEGO „CHŁOPKI” TO WAŻNA KSIĄŻKA?

W kilku recenzjach spotkałam się z brakiem zrozumienia fenomenu tej książki. Pojawiały się pytania: Po co spisywać coś, co jest tak oczywiste?

Czy fakt, że nasze pokolenia mają jeszcze jakieś pojęcie o życiu na wsi w XX wieku, oznacza, że nie warto publikować takich treści? Historie rodzinne przekazywane z ust do ust często na przestrzeni lat są przekręcane, ostatecznie ulegając zapomnieniu. „Chłopki” to zbiór naprawdę wielu doświadczeń wiejskich kobiet z ostatniego stulecia, które będą cenne dla kolejnego pokolenia. Pokolenia, wychowywanego wśród tylu udogodnień, bez których ciężko teraz jest sobie wyobrazić normalne życie.

Ale jest to też ważna książka dla nas, byśmy mogli lepiej zrozumieć nasze babcie, których zachowania często wynikały z biedy i braku podstawowej edukacji. Musiały oszczędzać na wszystkim, a do ich głów od dziecięcych lat wbijano przeróżne zabobony, których nie miały jak i gdzie zweryfikować. Ich los od początku był przesądzony. Przez brak pieniędzy, czy akceptacji u męskich członków rodziny nie miały możliwości, by jakkolwiek go zmienić.

Poza tym „Chłopki” skłaniają do refleksji nad życiem. Powodują, że doceniamy czasy współczesne. Dzięki niej przestajemy idealizować wieś. Historie przytoczone w książce przypominają, jak wiele się zmieniło na przestrzeni lat. Powinniśmy doceniać te zmiany i zastanowić się, czy naprawdę takie wspaniałe były lata, w których brakowało podstawowej edukacji? Gdy nasi przodkowie codziennie, od dziecka pracowali ponad swoje siły? Gdy mieli jedną odświętną sukienkę, brakowało im butów na zimę, ich jedzenie składało się z najprostszych potraw, a dzieci często wychowywały się same lub z pomocą starszego rodzeństwa? Czy naprawdę warto wspominać te czasy z rozrzewnieniem? Wątpię, aby ktokolwiek chciał do nich wrócić…

Właśnie dlatego uważam, że jest to ważna książka – nie tylko pod względem historycznym, ale też światopoglądowym. Momentami aż cierpnie skóra, gdy czytamy, z czym musiały się mierzyć nasze przodkinie. Z jak wielką niesprawiedliwością, codziennie narażając swoje życie i zdrowie. Ile obowiązków i zmartwień miały na głowie od najmłodszych lat! I jak wielkim heroizmem się wykazywały, chociaż dla nich było to coś normalnego. Doceniajmy, ile zrobiły, by nam żyło się lepiej, ale nie wypominajmy aktualnemu pokoleniu, że nasze babki radziły sobie lepiej niż my teraz. One zwyczajnie nie miały innego wyjścia.

„CHŁOPKI”, A MOJE RODZINNE DOŚWIADCZENIA

Pierwszy raz o tej książce usłyszałam od koleżanki z pracy i już wtedy wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Ja, dziewczyna pochodząca ze wsi, której babcia była jedną z nich.

Tytułową Chłopką.

Książka Joanny Kuciel-Frydryszak skupia się bardziej na wschodnim krańcu Polski. Wielkopolska, z której pochodzi i w której żyje moja rodzina, na tym tle nie jawi się tak dramatycznie. Albo ja nie znam w pełni historii moich przodków… Nic w tym dziwnego, nie miałam wielkiej sposobności, by ją poznać. Dziadków ze strony mamy nigdy nie poznałam, zmarli zanim się urodziłam, a rodziców taty też nie pamiętam zbyt dobrze. Miałam półtora roku, kiedy zmarł dziadek, i dziesięć lat, gdy odeszła babcia.

Oboje pochodzili z wielodzietnych rodzin, sami tworząc podobną. Do tej pory zachodzę w głowę, jak dawali sobie radę ze wszystkim w trzyizbowym domu, w kilkanaście osób, bez tych wszystkich udogodnień, jakie mamy teraz. Bez elektryczności, bieżącej wody, przydomowej łazienki – rzeczy, które aktualnie są podstawowym wyposażeniem. Jak ciężko musiało być wyżywić całą rodzinę z kilkunastu hektarów ziemi…

Przez historię mojej rodziny zupełnie inaczej odbieram treść książki, ponieważ mam ją do czego porównać. Słuchając opowieści sióstr mojego taty i jego samego można wywnioskować, że mieli całkiem szczęśliwe i beztroskie dzieciństwo. Mimo prowadzenia owiec na drugi koniec wsi, całodziennego ich pilnowania i powrotu do domu przed zmrokiem. Pomimo brodzenia przez rzekę, by dostać się do szkoły, co i tak nie zdarzało się codziennie, bo przecież trzeba było pomóc w gospodarstwie. Mimo że przyjazd akuszerki oznaczał, że w tej „wielkiej torbie przywiozła kolejne dziecko”, którym starsze rodzeństwo będzie musiało się zajmować. Wszyscy byli wtedy wyganiani w pole, żeby nie być świadkiem porodu. Nikt z nimi o tym nie rozmawiał, nikt ich nie przygotowywał na kolejnego członka rodziny. Tak po prostu musiało być. I chociaż ich anegdotki z dzieciństwa opowiadane są teraz z rozrzewnieniem i sentymentem, to niemal każdy z siedmioosobowego rodzeństwa mojego ojca uciekł do miasta.

I ja się temu wcale nie dziwię.

JAK BARDZO ZMIENIŁA SIĘ POLSKA WIEŚ W CIĄGU OSTATNICH LAT?

Ten, kto nigdy nie pracował w gospodarstwie, nie zrozumie, jak bardzo zmieniła się polska wieś na przestrzeni ostatnich lat. Wychowałam się w latach 90. na 15-hektarowym gospodarstwie. W domu rodzinnym, z którego większość rodzeństwa mojego ojca wyjechała do miasta, zakładając tam swoje rodziny. Mimo że mieliśmy sprzęty rolnicze, ułatwiające pracę na roli, pamiętam, jak ciężka to była praca. Jak trudno było z niej wyżyć bez comiesięcznego dochodu. Mimo zmian – w końcu mieliśmy już elektryczność, dostęp do telewizji, telefon stacjonarny czy łazienkę – poznałam biedę. Inną niż ta, która doskwierała moim dziadkom, jednak życie na gospodarstwie wcale nie było tym sielskim obrazkiem, jaki wiele osób sobie wyobraża, gdy mowa o wsi. Wsi spokojna, wsi wesoła – rzeczywistość ma z tym naprawdę niewiele wspólnego.

Na pewno doświadczenia moich rodziców z ich lat dziecięcych miały na nich wielki wpływ. To ich ukształtowało, tak samo jak mnie ukształtowało dorastanie na gospodarstwie. Sama, widząc ich codzienne zmagania, wybrałam dla siebie życie w mieście, ze stałą, comiesięczną wypłatą. To jest niesamowity komfort, gdy nie musisz się martwić, skąd zdobędziesz pieniądze na życie w ciągu najbliższych miesięcy. Gdy masz dostęp do miejskiego ogrzewania, czy stale ciepłą wodę w kranie.

Każdy z nas ma inne życiowe doświadczenia, inną historię. Każdy z nas zmagał się z czymś innym, coś innego go ukształtowało. Mnie ukształtowała wieś. Nigdy nie wstydziłam się swojego wiejskiego pochodzenia. Jestem wręcz z niego dumna, bo dzięki temu mało co jest w stanie mnie złamać. Ale nigdy nie chciałabym wrócić na gospodarstwo, bo to wcale nie jest taka wdzięczna praca, jak próbuje nam się wmówić…

Dlatego tak bardzo jestem wdzięczna moim rodzicom, że do niczego mnie nie zmuszali, że mogłam sama wybrać swoją drogę życiową, a oni ją zaakceptowali. A nawet mnie dopingowali, bym nie powieliła ich życia. By żyło mi się lepiej niż im.

PODSUMOWANIE

Zawsze bardzo doceniałam czasy, w których przyszło mi żyć. To, że to nie męski członek rodziny wybiera mi męża, czy to, czym się będę zajmować, tylko ja sama. Cieszę się, że mogę podróżować, że mam prawo głosu, czy dostęp do tylu informacji i to na wyciągnięcie ręki. Po przeczytaniu tej książki doceniam to wszystko jeszcze bardziej. Naprawdę nie wiem, ile trzeba mieć w sobie siły i samozaparcia, by przetrwać na polskiej wsi w latach międzywojennych bez tych wszystkich udogodnień, jakie mamy na co dzień. I by nie narzekać, tylko cieszyć się z tego, co się ma.

Jedyne, czego żałuję po przeczytaniu „Chłopek”, to tego, że nie mogę już o nic zapytać mojej babci. Że nie poznam z jej ust historii jej młodości. Szkoda, że nie doczekała czasów, w których będę w pełni świadomą osobą, słuchającą jej i zadającą właściwe pytania.

Chociaż nie wiem, czy byłabym gotowa usłyszeć szczerą odpowiedź…

Zaobserwuj, by być na bieżąco:

Podobne wpisy:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *